Do naszego grona dołączył sąsiad Tomasz Markowski, który w tym roku zrealizował jedno
ze swoich marzeń i udał się w daleką podróż aż do Czarnobyla. Oto jego historia.
Fotorelacja Tomasz Markowski.
"Czarnobyl 2021 i moja wyprawa
Od początku 2021 roku jedyne co było pewne, jeśli chodzi o wyjazd do Czarnobyla to, że miał to być październik padały różne daty aż w końcu padło na tę konkretną.
Przygotowania
Temat niby nie skomplikowany, aczkolwiek trzeba było wszystko dopiąć na ostatni guzik. Zbieranie informacji co zabrać co spakować…
Paszport, sprzęt fotograficzny, ubrania…
I ciągłe odliczanie czasu do wyjazdu…
I ten dzień, kiedy to wszystko się zaczęło…
Robisz sobie selfie przed PKiN w Warszawie podchodzisz do busa przy którym stoi grupa obcych Tobie ludzi wchodzisz zastanawiasz się, gdzie usiąść wybierasz pierwsze lepsze miejsce… zaczyna się cała wyprawa… Od samego początku pojawia się w Tobie uczucie, że ludzie, którzy znaleźli się z Tobą w busie jeszcze przed chwilą dla Ciebie obcy stają się Twoimi kompanami Twojej wielkiej przygody w nieznane…
Pierwszy przystanek Kijów…
Tu nie będę rozdrabniał się w szczegóły, bo tak naprawdę jest to miasto, które nie zrobiło na mnie żadnego wrażenia, bo jak to powiedział Żenia nasz przewodnik miasto w Ukrainie jak miasto i tak nic nie widać, bo czołgi stoją…
W końcu strefa czym ona jest?
Dojeżdżasz do punktu kontrolnego Dytyatky (Wjazd do 30 km strefy zamkniętej) i nagle ogarnia cię uczucie „Błogości” czas staje w miejscu czujesz, że wszystko staje się w Twoim życiu już inne.
Czym jest Czarnobylska strefa wykluczenia? Według wielu ludzi to miejsce, w którym był wybuch ewakuacja miejsca takie jak czerwony las, most śmierci, wysokie promieniowanie. Według wielu ludzi to miejsce widziane na filmach, z których biorą sobie swój obraz tego miejsca który w dużej mierze jest błędny albo mocno przerysowany….
Czym tak naprawdę jest strefa?! Aby to zrozumieć po swojemu trzeba być tam osobiście. Czym dla mnie jest strefa?! W mojej opowieści użyję cytatów ludzi, którzy to miejsce poznali tak jak ja, bo może one opiszą to co chcę opowiedzieć.
Na początku cytat człowieka, który uwiecznił to miejsce na kliszy aparatu i wręcz idealnie opisał co robi z człowiekiem strefa.
"Czarnobyl zmienił moje życie, zrobił ze mnie innego człowieka. Dziś trudno mi żyć wśród ludzi. Nie rozumiem ich problemów: pogoń za pieniędzmi, szarzyzna dnia, banalne sprawy. To wszystko jest niczym wobec ogromu nieszczęścia jakie widziałem."
Igor Kostin
"Czarnobyl spowiedź reportera"
„Strefa to miejsce wyjątkowe mistyczne, aby je zrozumieć trzeba je poznać wsłuchać się w opowieść, którą ma nam do opowiedzenia”
„Trzy lata robiłem podejścia, by tam pojechać, raz wstrzymały finanse, rok temu Covid, ale w końcu się udało. Nie żałuję.
Niektórzy pytali, inni cicho zachodzili w głowę, po co on do tego Czarnobyla jedzie? Głupi czy co? Opustoszałych budynków mało widział, że nie woli leżeć na Maderze? Jeszcze świecił będzie czy się pochoruje i co.
Trzeba jednak pojąć, że to kwestia otwartego umysłu i otwarcia siebie na jedyne, niepowtarzalne nigdzie indziej doświadczenie, na to jak niezwykłe, unikatowe jest to miejsce, jak mimo swojej pustki i mroku potrafi wpłynąć na człowieka i jak wiele wspomnień i myśli w nim pozostawić. Jak zachwycić, wywołać ciarki i w jak głęboką wprawić refleksję może teren katastrofy, miejsce upadku człowieka i pychy systemu.
Czy Strefa jest niebezpieczna? Wyłącznie punktowo, a i to zależy od czasu ekspozycji. Większość oczyszczonej Prypeci natomiast daje niewiele większe promieniowanie tła niż miasta w Polsce. A bywa i mniejsze.
W Strefie Wykluczenia spędziłem na wyprawie trzy dni. Zewnętrzna Strefa Wykluczenia to dostępny wyłącznie za przepustką teren z nielicznymi ocalałymi wioskami i wpół żywym miastem Czarnobyl, które w pewnym zakresie funkcjonuje jako widmowe, senne miasteczko pracowników Strefy i nielicznych gości. Tam właśnie spałem, w hotelu w Czarnobylu, gdzie czas zatrzymał się w latach 80. Wewnętrzna Strefa Wykluczenia za kolejną strefą kontroli granicznej i kontroli dozymetrycznej to wymarłe centrum wydarzeń, Elektrownia, miasto Prypeć i radary DUGA, przez które to przewijają się wyłącznie pracownicy, turyści, strażnicy, policja, patrole administracji, turyści-eksploratorzy i nielegalni stalkerzy.
Ostatnie z tych grup w nieustannych podchodach.
Sama Prypeć, licząca 50 000 mieszkańców, rozbudowywana do 70 000, miała być modelowym, wzorowym, wymarzonym miastem komunizmu, spełnieniem komunistycznego snu, równych szans i równego dostępu do bogactw. Miastem przyszłości, o najniższej średniej wieku w całym ZSRR, pełnym małych ekspertów dzięki licznym szkołom i przedszkolom. Miastem wyjątkowym nawet na tle innych "atomgradów" (miast atomowych). Komunistycznym miastem z restauracjami i supermarketami. Z wózkami sklepowymi i półkami tak pełnymi towarów, że ludzie z Moskwy przyjeżdżali kilkaset km specjalnie na zakupy. Miastem, którego upadku nikt nie mógł sobie wyobrazić. Miastem mającym stać się symbolem tragedii jak Titanic czy Pompeje, tylko na kilkadziesiąt razy większą skalę.
Mimo iż wydaje się w powszechnej świadomości, że tam w Strefie wszystko stoi jak zamarłe w czasie, po dziś dzień pozostawione jak w chwili katastrofy, tam czas nie zatrzymał się wcale, tam czas apokalipsy wręcz przyspieszył. Przyroda całkowicie przejęła Strefę i przykryła Prypeć gęstym lasem, tak gęstymi, że jadąc głównymi arteriami miasta można w ogóle nie zauważyć budynków kilka metrów dalej, nawet jesienią. Wymarłe, niemal odcięte od ingerencji człowieka miejskie tereny w zaledwie 35 lat stały się niezwykłych rezerwatem dzikiej przyrody, pełnym bujnej roślinności i dzikich zwierząt. To dobitnie pokazuje i uświadamia, że cała walka o klimat, to nie jest wcale walka o "ratowanie planety". To walka o przetrwanie człowieka, gatunku ludzkiego w niekorzystnych dla niego warunkach które nastaną. Planeta i przyroda sobie poradzi, a po nas nie zostanie kiedyś ni pył, ni plastik.
Zwłaszcza oglądanie martwej Strefy, martwej cywilizacji jesienią, w jesiennej aurze, gdy także przyroda zamiera, daje nieopisane wrażenie. Jednak przyroda co roku na wiosnę odradza się. Cywilizacja w Strefie skażonej na 30 000 lat być może nie odrodzi się nigdy, tam, w kawałku świata, który utraciliśmy, zawsze będziemy tylko gościem, bezpiecznym tylko na chwilę.
Co zaś się tyczy wnętrza budynków, zwłaszcza tych mieszkalnych są zaskakująco puste, pełne rupieci, pyłu i szczątków, oberwanych tynków i tapet i nielicznych pozostawionych, zniszczonych rzeczy. Często trudno odgadnąć czy wyobrażać sobie życie, które toczyło się w tych miejscach. Niestety jednym z zadań likwidatorów po katastrofie było uprzątnięcie, tj. opróżnienie zwłaszcza cywilnych mieszkań, wyrzucenie rzeczy przez okno, wywiezienie i zakopanie. Po to by ludzie, wysiedleni mieszkańcy by nie szukali swoich pamiątek, dokumentów, majątku i ulubionych rzeczy. By nie mieli do czego wracać. By Strefa straszyła, nie kusiła do powrotu. Czego nie usunęli likwidatorzy, przez 30 lat było łupem szabrowników, złomiarzy, handlarzy, turystów. Pozostało wiele zniszczonych, zaciętych pianin, stosy mebli, rozrzucone zabawki, przybory szkolne, i nieraz podłogi zasłane grubą warstwą książek i papierów, których nikomu nie chciało się już zbierać - dziś chodzenie po nich sprawia to chłodne, straszne uczucie, jakby się stąpało po cudzym życiu.
Tam właśnie szukałem szkiców, zdjęć, dokumentów... Okruchów życia. Garść przedstawiam na zdjęciach” Kamil Dawid
„Strefa zmienia ludzi”
Podczas mojej wizyty w strefie spotkałem osoby, które były już niejeden raz w ich oczach było widać pasję i miłość jaką czują do strefy (Oni wiedzą o kim mowa) czas spędzony z nimi to czas naprawdę wyjątkowy.
Większość moich kompanów wyprawy z mojej grupy była w strefie pierwszy raz, ale podobnie jak ja poczuli, że jest w niej coś co nie daje o sobie zapomnieć i wzywa. A przede wszystkim co jest piękne to, że po powrocie do Warszawy rozstaniu się pod PKiN nasz kontakt się nie urwał mało tego stworzyliśmy wspólnie ekipę, która dalej ma ze sobą kontakt planuje kolejne wspólne wyjazdy i spotkania. Zaraz zapyta się ktoś jak można tak zżyć się przez 5 dni też zastanawiam się nad tym z uśmiechem na twarzy i jak to powiedział jeden z nas to zadziałał „Duch Strefy” i ludzie, którzy jeszcze przed busem byli sobie obcy stali się dla siebie wielką „Samosiołową Rodziną”. To był mój pierwszy raz w strefie, ale jestem pewien, że nie ostatni już dziś wiem, że moja przygoda ze strefą dopiero się rozpoczęła i czekam na dalszy jej ciąg, czekam aż moją Samosiołową rodziną znowu ruszymy razem, bo zona ma jeszcze wiele do opowiedzenia a my nie możemy doczekać się tej opowieści.
Comentários